Jak Czesi zabronili stawiania reklam przy autostradach

Jak Czesi zabronili stawiania reklam przy autostradach

Jak Czesi zabronili stawiania reklam przy autostradach

14 czerwca 2013
/ / /
Comments Closed

Myli się ten, kto sądzi, że prezydencki projekt uchwały o ochronie krajobrazu gładko przejdzie przez sejm i senat. Środowiska antyreklamowe czeka teraz bój o jak najkorzystniejsze brzmienie ustawy.  Dlatego zwróciliśmy się do Vojtěcha Razimy ze stowarzyszenia Kverulant z prośbą o podzielenie się czeskimi doświadczeniami z uchwalania zakazu stawiania reklam przy drogach najwyżej kategorii.

 

Piotr Manowiecki (MMAWN): Dlaczego stowarzyszenie Kverulant, którego jesteś prezesem, domagało się zakazu reklam przy drogach?

Razima fotoVojtěch Razima: Naszym głównym argumentem było bezpieczeństwo ruchu drogowego. Co roku w Czechach w wyniku zderzenia z billboardem ginie około 10 osób.  Oprócz tego mieliśmy już  dosyć tego, że Czechy wyglądają jak kraj troglodytów, opanowany przez głupią reklamę.

P.M: Za pomocą jakich argumentów broniły się firmy outdoorowe?

V.R.: Na początku reklamiarzy broniło … ministerstwo transportu.  Twierdziło, że przecież reklamy nie kierują samochodami, więc nie mogą spowodować wypadku.  Zwróciliśmy uwagę na konkretny przypadek wypadku śmiertelnego, w którym kierowca został zepchnięty na billboard. Gdyby reklama nie stała przy drodze, to kierowca by przeżył, odnosząc co najwyżej lekkie obrażenia. To, że społeczeństwo przyznało nam rację, zmieniło całą sytuację.  Ministerstwo transportu pod presją społeczną obiecało, że usunie najbardziej niebezpieczne reklamy, ale dla społeczeństwa było to już za mało – domagano się ustawowego zakazu reklam przy drogach.

P.M: Czyli poszło łatwo?

V.R.: Podczas prac nad ustawą branża reklamowa rozpoczęła kampanię przekonującą, że taki zakaz będzie niekonstytucyjny.  Błędnie powoływała się na ochronę własności prywatnej.  Nie wymagało wielkiego wysiłku, by przekonać opinię publiczną, że ochrona życia ludzkiego i zdrowia ma w każdym państwie prawa pierwszeństwo przed ochroną własności prywatnej.  Kolejnym, bezczelnym argumentem było twierdzenie, że gospodarka straci miliardy koron w wyniku utraty miejsc pracy w przemyśle poligraficznym i reklamowym.  Ale reklamiarze nie potrafili przedstawić żadnych statystyk potwierdzających ich twierdzenie.  Według nas drukowanie i rozwieszanie nośników reklamowych to zatrudnienie dla bardzo ograniczonej grupy ludzi.  Mimo że argument o stratach był zmyślony i absurdalny, reklamiarze i tak osiągnęli swój cel u ustawodawców i początkowy całkowity zakaz umieszczania reklam przy wszystkich rodzajach dróg został mocno okrojony.

P.M: Co zatem reguluje przyjęta ustawa?

V.R.: W ciągu pięciu lat od jej przyjęcia muszą zniknąć reklamy stawiane przy drogach krajowych, ekspresowych i autostradach.  Pięcioletnie vacatio legis wynika z tego, że wcześniej udzielano zezwoleń na stawianie nośników reklamowych na maksymalny okres pięciu lat.  Państwo w ten sposób uniknie konieczności wypłacania ewentualnych odszkodowań dla firm outdoorowych. Ustawę przyjęto w zeszłym roku.

P.M: Jak myślisz, dlaczego politycy zdecydowali się przyjąć tę ustawę?

V.R.: Odpowiedź jest prosta. Zmusiła ich do tego presja społeczna. Udało się nam osiągnąć to, co teraz wam zaczyna wychodzić w Polsce. Z reklam zrobiliśmy temat publiczny. Bez tego niczego byśmy nie osiągnęli.  Choć trzeba pamiętać, że pewnie również w Polsce wybory nie mogą odbyć się bez kampanii billboardowej,

P.M: Jakie problemy pojawiły się podczas prac nad ustawą w parlamencie?

V.R.: Czechy mają parlament dwuizbowy.  Najpierw ustawa trafia do izby poselskiej.  Wydaje się, że tym razem reklamiarze po prostu zaspali.  Prawdopodobnie sądzili, że ustawa nie ma szansy na uchwalenie, ponieważ dwie poprzednie próby nie powiodły się. Najprawdopodobniej dlatego przekupili tylko jednego posła, byłego policjanta z drogówki, aby wystąpił z pozornie techniczną poprawką, która w rzeczywistości oznaczałaby, że  zakazane miałyby zostać wszystkie nośniki reklamowe z wyjątkiem tych, które już stoją. Czyli absolutnie nic by się nie zmieniło. Na posłów zaczęliśmy wywierać presję za pomocą aplikacji internetowej „Napisz do nich”.  Prosiliśmy ludzi, by pisali do swoich posłów, co też wielu uczyniło.  Zorganizowaliśmy także pod izbą poselską happening.  Ludzie przebrani za aniołów przekonywali posłów, że w niebie nie chcą już kolejnych zabitych przez reklamy.

P.M: Czyli nic już nie stało na przeszkodzie?

V.R.: O, nie! Dalej ustawa powędrowała do izby wyższej – senatu.  Tam już reklamiarze postarali się bardziej.  Zwrócili się do każdego senatora, przekonując, że zakaz reklam będzie niekonstytucyjny i spowoduje znaczne straty w czeskiej gospodarce. Ta absurdalna i kłamliwa argumentacja odniosła skutek i senatorzy z ustawy wyłączyli niektóre drogi niższych kategorii. Mimo tego ustępstwa przyjęcie ustawy uważamy za wielki sukces.  Jest to sukces nie tylko nasz, ale przede wszystkim społeczeństwa obywatelskiego. Podobnego sukcesu z całego serca życzę również wam! Uważam, że Polska na niego zasługuje. Jest to kraj pełen wspaniałych ludzi.

About Author

About Piotr Manowiecki

Członek stowarzyszenia „Miasto Moje A w Nim”

Comments are closed.